To trzeba przeżyć na własnej skórze! Kto Peru odwiedzić zamiarza, niech sobie chociaż raz z komunikacji miejskiej tu skorzysta. Atrakcje gwarantowane! Szczególnie w Limie, podczas autobusowej przejażdzki, adrenalina nieźle podskoczyć może. A przy okazji podpatrzyć się uda interesującą pracę el cobradora. Takiego zawodu próżno szukać w naszym polskim, a nawet chyba i w całym europejskim świecie. O roli tzw. cobradora w peruwiańskiej komunikacji miejskiej wiedzieć warto, zapraszamy zatem do relacji o tym zawodzie!
Trzeba przyznać, że komunikacja miejska w peruwiańskich miastach jest dobrze, a nawet bardzo dobrze rozwinięta. Można nawet rzec, że więcej jest tu autobusów i taksówek, niż prywatnych samochodów. Jest przy tym także coś, co zdecydowanie różni tę peruwiańską komunikację od tej naszej polskiej, czy szerzej europejskiej. A mianowicie chodzi o skład autobusu. Co do zasady jest on przynajmniej trzyosobowy: kierowca, człowiek od pobierania opłat za przejazd, nazwijmy go “biletowym”, zwany w Peru, jako el cobrador oraz przynajmniej jeden pasażer. W sumie niby nic, skład jakby standardowy, ale ciekawa jest w tym wszystkim rola tego cobradora. Wydaje się, że kierowca autobusu i pasażer chyba na całym świecie zachowują się podobnie, bo pierwszy ma kierować pojazdem (no czasem też sprzedawać bilety), a ten drugi za odpłatnością gdzieś się przemieścić. No ale funkcja ,,biletowego’’ w różnych krajach może już nieco inaczej wyglądać. No i w Peru zdecydowanie rola naszego bohatera trochę inna jest.
A w czym tej inności można się u takiego biletowego dopatrywać?
A no w podejmowanych przez niego działaniach, bo przykładowo, po zatrzymaniu się pojazdu na przystanku, a często i zanim się ów pojazd zatrzyma, nasz cobrador wybiega z niego wykrzykując przebieg trasy. Czasem, zanim taki biletowy wyskoczy na zewnątrz, najpierw krzyczy przez otwarte okienko lub drzwi. W Polsce dla odmiany trasa napisana jest na czole autobusu i tyle, nikt nic nie wykrzykuje, a tym bardziej nigdzie nie biega. Jak ktoś ma wątpliwości co do przebiegu trasy, to może ewentualnie podpytać kierowcę, albo innego pasażera.
Ponadto w Peru, w trakcie takiego głośnego oznajmiania wszem i wobec dokąd autobus zmierza, cobrador dodatkowo wykonuje jeszcze inne, trochę bym powiedziała, nietypowe jak dla biletowego, funkcje, przykładowo: zgarnia ludzi z ulicy, z chodnika, chociaż nie tylko. Swój wzrok kieruje również np. na przejścia dla pieszych, bo przecież tam potencjalnych klientów też sporo jest. Taki biletowyw mgnieniu oka potrafi na przejście wpaść i kogoś z niego zwerbować. Dla odmiany w Polsce jakoś nie zauważyłam, by ktokolwiek specjalnie zachęcał kogokolwiek do przejazdu danym autobusem, a już na pewno by wybiegał na przejście dla pieszych i namawiał do skorzystania z tego konkretnie autobusu. Ale możecie być pewni, że takie atrakcje czekać będą na was w każdym większym mieście w Peru.
No i jeszcze jedną rolę owego cobradora wymienić się da i nawet trzeba. Chodzi o to, że ów biletowy czasem także i funkcję niby policjanta przyjmuje. W Limie przykładowo, miasto ponad 10 – milionowe, o korek na ulicy nie trudno. Korek to mało powiedziane. Często tworzą się tu wręcz blokady, jeden samochód prawie na drugim, aż starch w takich pojazdach siedzieć. Wówczas marzy się tylko o tym, by jak najszybciej owy transport opuścić i znaleźć się jak najdalej takiego korka. No i w takiej sytuacji cobrador bierny nie pozostaje. Szybko z autobusu wyskakuje, z innymi cobradorami się łączy i ruchem przez chwilę kieruje. Polega to mniej więcej na tym, że godzi zdenerowanych na siebie kierowców, wstrzymuje ruch z jednej strony, by z drugiej jakoś wszystko ruszyło, kontroluje ruch pojazdów, tak by nikt nikogo nie uderzył. Praca nie tylko nie łatwa, ale i nieco niebezpieczna. Okazuje się jednak, że w takiej korkowej atmosferze, cobrador to jedyna osoba, którą wówczas kierowcy respektować i słuchać chcą.
Na koniec jeszcze wspomnieć warto o takiej bardziej przyziemnej roli naszego cobradora, a mianowicie o tej związanej z pobieraniem opłaty za przejazd. Ale i tu ciekawostka jest. Chodzi o to, że jak do autobusu wsiądzie turysta, to niech sobie owy podróżnik zdaje sprawę, że czasem ów biletowy trochę większą opłatę od niego pobierze. Okazuje się bowiem, że kwestia ceny za przejazd bywa w niektórych przypadkach, delikatnie mówiąc, bardzo umowna. Na takie niespodzianki łatwo natrafić m.in. w Cusco, bo to wyjątkowo bardzo turystyczne miasto I na turystach każdy jakoś zarobić chce, także od czasu do czasu nasz bohater cobrador. Ale bez obaw, jak się zorientujecie, że taki proceder ma miejsce, wystarczy głośno to zakomunikować, czyli się przez chwilkę potargować, a biletowy od razu zdanie zmieni i pobierze opłatę, taką jak od lokalnych.
Biletowy w Peru nie łatwą pracę ma!
Troszkę podsumowując, przyznać trzeba, że biletowy w Peru nie łatwą pracę ma. Musi nieustannie zachowywać czujność, każdego dnia sporo się nabiegać, jeszcze więcej nakrzyczeć, no i ciągle liczyć i wydawać pieniądze. Musi też nieustannie poganiać klientów, by albo szybciej się do takiego autobusu pakowali, albo by jak najszybciej z niego wychodzili. A wszystkie te czynności trzeba rzecz jasna wykonywać w mgnieniu oka, bo przecież czas to pieniądz. A i konkurencja nie mała. Jak nasz cobrador zbyt wolno działa, to mu inny autobus i rzecz jasna inny cobrador klientów sprzed nosa zgarnie. No i wtedy zysk mniejszy, a tego nikt przecież nie chce. Dobry cobrador musi zatem kilka specyficznych cech mieć, w tym przede wszystkim: dobry, donośny głos, jeszcze lepszy wzrok, zwinność, no i umysł po części ścisły, żeby błyskawicznie wykonywać w głowie odpowiednie wyliczenia.
Tym z Was, którzy planują podróż po Peru, zdecydowanie polecam skorzystanie z komunikacji miejskiej, chociażby raz! Będziecie mogli z bliska podpatrzyć i się przekonać, jak pracuje nasz bohater. Przy okazji zasmakujecie nieco codziennego życia Peruwiańczyków. Komunikacja miejska to idealne miejsce do tego, by na przykład z kulturą lokalną się nieco lepiej zaznajomić. A jak ktoś bardziej gadatliwy jest, to sobie może uciąć nie jedną ciekawą pogawędkę z innymi podróżującymi i przy tej okazji dowiedzieć się tyle, ile zdoła pytań wymyślić i zadać rozmówcy. I będzie mieć dwa w jednym, bo tani sposób na przemieszczanie się z punktu A do punktu B, no i wiedzę o kraju, ludziach, kulturze z tzw. pierwszej ręki.