Trekking przez Lares i Patacancha do Machu Picchu

Goraco polecam! Sylwia jest swietna, zywiolowa dziewczyna, ktora naprawde kocha to co robi! Zawsze mila i usmiechnieta i bardzo profesjonalna! Nikt nie bedzie zawiedziony!

Podpisuję się pod koleżanką A obiema rękoma. Było cudownie. Polecam.

Ten trekking mogę polecić ze względu na jego ogrmną różnorodność. Trudno- łatwo, ciepło- zimno, lokalnie-hotelowo czyli andyjski dualizm w pełnym wydaniu : ) Ponieważ w tamtym czasie był w regionie Cusco śnieg, a nie było go w Peru podobno od 1988 roku – dodatkowo efekt kontrastu został wzmocniony. Drugim atutem dla mnie była możliwosć kontaktu i dwóch noclegów u Peruwiańczyków- więc można było posłuchać qechua, zjeść pyszne lokalne jedzenie, porozmawiać, poznać ich rodziny a nawet pograć wspólnie w karty. Ale oczywiście wiązało się to z zimnem, ograniczonym myciem, błotem i prostym banio. Towarzyszył nam anglojęzyczny przewodnik Willy, który uszanował fakt, że dwie z nas mówią po hiszpańsku, a dwie nie, i przez cały czas używał obu jezyków. Pierwszy dzień zaczął się łagodnie od podziwiania Cusco z punktu widokowego niedaleko Sacsayhuaman, wizyty w sierocińcu dla zwierząt i w fabryczce biżuterii.Następnie zwiedziliśmy ruiny Pisac, z których zeszliśmy szlakiem obok skały z inkaskimi niszami cmentarnymi. W Lares odwiedziliśmy andyjski aquapark a na nocleg pojechaliśmy do Cochayoq do podtrzymującego tradycję młodego Epifania i jego rodzinki na wysokość ok 4 tys metrów. Był też z nami Pablo- przewodnik, kucharz, “złota rączka” i gospodarz kolejnego noclegu. Kolejny dzień był trudny. Szliśmy 9 godzin przez przełęcze Patacancha, padał śnieg, czasem i my i lamy, które niosły nasze bagaże, brnęliśmy w nim po kolana. Super było dotrzeć w końcu do caretery, gdzie czekał busik i synowie Pabla zawieźli nas do jego domu, w Huilloc. Zostaliśmy poczęstowani pachamancą- lokalnym jednogarnkowym daniem pieczonym w ziemi na gorących kamieniach. Kolejnego dnia pożegnaliśmy Pabla, zwiedzilismy inkaskie ruiny Pumamarca i stamtąd poszliśmy szlakiem do Ollantaytambo. Szlak był bardzo botaniczny. W Ollantaytambo zwiedziliśmy ruiny i choco museum. A nadwatlone siły ukoił nocleg w hotelu i gorąca woda. Przewodnik Willy ma ogromną wiedzę archeologiczną i botaniczną i potrafi zaciekawiać słuchacza budując napięcie : ).Kolejny dzień to zupełna zmiana klimatu na ciepły- ok 3 w nocy wyjechaliśmy na plantację kawy w Huayopata, gdzie seniora Julia pokazała nam proces przygotowania kawy od momentu zerwania jej z krzaka do momentu palenia i zmielenia do picia. Oczywiście wszystko metodami ekologicznymi i organicznymi. Była to też niezwykła lekcja botaniki. Po wizycie na plantacji kawy poszliśmy na trekking w dżunglii wysokiej (miejscami szlakiem Inca Trail) i było gorąco, bardzo słonecznie i gryzły meszki pomimo repelentu. Po trekkingu szybka wizyta w gorących źródłach Santa Teresa i na zakończenie 8 km spacer z Hidroelectriki do Aguas Calientes przede wszystkim wzdłuz torów i w szybkim tempie żeby dotrzeć tam przed nocą. Cześć tego odcinka odbyliśmy po ciemku. Nocleg był w hotelu. Ostatniego dnia o 4 rano wyruszyliśmy do Machu Picchu, po którym Willy dokładnie nas oprowadził. Trzy z nas weszły na Huayna Picchu. Potem same wracałyśmy z Aguas Calientes do Ollantaytambo pociągiem a z Ollantaytambo do Cusco colectivo. Cały trekking był dla mnie niezapomnianym przeżyciem. Polecam.