Z wyjątkiem wysokich, wspaniałych gór (sierra) oraz wybrzeża (costa), Peru ma do zaoferowania również dżunglę (selva). Jak ktoś w dżungli nie miał okazji poprzebywać, to warto podczas wizyty w Peru spróbować, przynajmniej na kilka dni.
Rezerwat Narodowy Pacaya Samiria opcja idealna dla poszukiwaczy przygód
I tu do jednego z popularniejszych miejsc, jeżeli chodzi o selwę należy m.in. Iquitos. Jak wielu innych turystów, tak i mnie tam coś przyciągnęło. Po części opisy innych, wskazujące na to, że to bardzo ciekawy region, a po części bardzo tani bilet, jaki udało mi się znaleźć w jednej z ofert lotniczych. Ten drugi motyw był znacznie silniejszy, bo jakoś do dżungli specjalnie mnie nigdy nie ciągnęło. Ale skoro okazja się natrafiła, to czemu by z niej nie skorzystać. Skuszona tanim biletem, swoją pierwszą, i nie ostatnią mam nadzieję, przygodę z dżunglą od Iquitos właśnie zaczęłam.
Jeżeli chodzi o linie lotnicze, to te na trasie Lima – Iquitos działają bardzo sprawnie, a jak się ma czas i można poczekać, to rzeczywiście wyprawę można zorganizować o co najmniej 1/3 taniej.
Samo miasto dość spore jest, W rankingu największych miast w Peru, plasuje się na 4 miejscu z liczbą około 422 055 mieszkańców. Iquitos to też największe miasto na świecie, do którego nie da się dotrzeć drogą lądową, możliwe jest to wyłącznie bądź statkiem, bądź samolotem.
A co udało mi się w Iquitos zobaczyć?
Po przybyciu na miejsce musieliśmy zdecydować, co dokładnie chcemy zobaczyć i za ile. Nie byliśmy zbytnio przygotowani do tej podróży, ponieważ zdecydowaliśmy się na nią dosłownie w ostatniej chwili. Rezultat – prawie totalny brak wiedzy o tej części Peru. Ta niewiedza trochę nas na miejscu kosztowała. Mieliśmy tylko 6 dni na odkrywanie nowych terenów i “straciliśmy” jeden na poszukiwania, jak owy niecały tydzień ciekawie wykorzystać.
W konsekwencji, wbrew temu, co lubimy najbardziej, by nie tracić więcej czasu, zdecydowaliśmy się na kupno wycieczki (tak postanowiliśmy kupić, a nie samemu zorganizować). Padło na 3-dniową wyprawę do Rezerwatu Pacaya Samiria. I to był błąd, bo kosztowało nas to sporo więcej, niż zorganizowanie wyprawy samemu. Ale z drugiej strony błąd ten, w ostatecznym rozrachunku (zgodnie z zasadą nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło), zaliczam od małych, bo wyprawa była interesująca. Miała praktycznie charakter prywatny, bez innych turystów, no i wiedza, którą podczas niej zdobyliśmy, pozwoliła nam na zorganizowanie kolejnych dni pobytu w Iquitos na własną już rękę, tak jak sobie to wymarzyliśmy.
Nie pamiętam dokładnie, ile za ową wycieczkę zapłaciłam, ale wydaje mi się, że ta dżunglowa przyjemność kosztowała mnie 200 $ (cena za osobę). Od razu podpowiem, że da się to zorganizować taniej. Wszystko oczywiście zależy od tego, jak dobry będziesz w negocjacjach z mieszkańcami 🙂 oraz ilu współtowarzyszy ze sobą zabierzesz. Na pewno największe koszty, na jakie natrafisz, to te związane z paliwem do łodzi. A zatem, jak będzie was więcej, to będzie znacznie taniej. I tu rada dla tych z was, którzy nie boją się i uwielbiają organizować wszystko na własną rękę, a przy okazji pewną smykałkę do tego mają. Nie kupujcie wycieczki do rezerwatu Pacaya Samiria w biurze podróży. Jedźcie bezpośrednio do miasta Nauta i wynajmijcie łódź z kierowcą, który zabierze was wszędzie, gdzie chcecie, często za sporo mniejsze pieniądze. W poszczególnych miejscowościach, już na terenie Parku, warto wynająć sobie lokalnego, mieszkającego tam przewodnika, który jak nikt zaprowadzi i pokaże co trzeba. Zgodzicie się chyba ze mną, że nikt dżungli lepiej nie zna, jak jego rdzenni mieszkańcy.
W przypadku jednak takiej samodzielnej organizacji, zawsze może się coś dziwnego przytrafić. Decydując się na tę opcję, trzeba być tego świadomym. Każda wyprawa organizowana na własną rękę, nieco innymi prawami się rządzi. Mogą pojawić się nieoczekiwane niespodzianki, nie zawsze fajne, ale tego przewidzieć się w ogóle nie da. Bo to Peru przecież, tu zawsze coś może pójść w zupełnie innym kierunku, niż się zamierzało…
Kilka słów o podróży po Rezerwacie Pacaya Samiria
Generalnie całą podróż do udanych zaliczam. Mieliśmy bardzo fajnego przewodnika – Mardena, który starał się jak mógł, by nam wyprawę umilić. Ponadto było nas aż dwie osoby, więc wycieczka miała charakter ściśle kameralny. Inni za tę samą cenę mają w gronie średnio po 10 osób.
Mijaliśmy po drodze kilka takich wycieczek. Łodzie wypełnione po brzegi spragnionymi tego co my turystami. Powiem szczerze nic przyjemnego. Ludzi uwielbiam, czas z nimi spędzać też, ale 3 dni na małej łodzi ze zbyt dużą liczbą osób, to średni odpoczynek. Bo aż się prosi, by podczas owej podróży, chociaż przez chwilę się wyciągnąć, rozłożyć, na owej łodzi poleżakować. Ale jak to zrobić, jak na pokładzie tłumy, jedyne co się da to siedzieć i nic poza tym. W momencie, gdy owe inne, niemalże identycznie wyglądające “stateczki” nas mijały, prawie z radości skakałam, dziękując opatrznościom, że do dyspozycji mam tyle miejsca i przestrzeni.
Poza tym, z uwagi na to że było nas tylko dwoje, nasz przewodnik całkowicie się do nas dostosowywał i mogliśmy nieco, a nawet bardzo plan zmieniać. W przypadku większej ilości osób, byłoby to raczej trochę utrudnione.
Dzień po dniu w Pacaya Samiria National Reserve
Dzień 1
Pierwszy dzień przygody rozpoczęliśmy o 6 rano. Prywatnym autobusem udaliśmy się z Iquitos do miasta zwanego Nauta. Ta część zajęła nam 2 godziny.
Tu zjedliśmy pyszne śniadanko, nasz przewodnik zorganizował w tym czasie jedzenie oraz łódź i około godziny 10:30 podziwialiśmy już nowe widoki z rzeki o nazwie Maranon (Rio Marañón).
Po około 2,5 lub 3 godzinach dotarliśmy do punktu kontrolnego w Pacaya Samiria National Reserve, gdzie się zarejestrowaliśmy, kupiliśmy bilety, a następnie ruszyliśmy w dalszą podróż, już na terenie rezerwatu. Po drodze minęliśmy kilka małych wiosek aż wreszcie dotarliśmy do tej, gdzie zatrzymaliśmy się na noc. Wioska, jak wioska, nie było w niej żadnych plemion. Nie było w niej prądu (poza kilkoma godzinami dziennie) i większość domów to otwarte przestrzenie, na balach. Czyli, coś co dla nas jest nieco abstrakcyjne.
Nasze nowe lokum było bardzo wygodne.
W wiosce leżącej 15 minut od naszego “hoteliku” ku naszemu zdziwieniu był również mały sklepik, w którym dało się zakupić podstawowe rzeczy. Ponadto dzięki agregatom prądu, posiadanym przez niektórych mieszkańców, można nawet było podładować sobie baterie do telefonu, czy kamery.
Po obiedzie udaliśmy się łodzią w inny obszar, gdzie mogliśmy podpatrzeć szare i różowe delfiny. Udało się także skorzystać z kąpieli. Obawy z uwagi na mieszkające tu piranie, były wielkie, ale ostatecznie, po zapewnieniach przewodnika, że owe piranie sobie śpią, do kąpieli doszło.
Słońce akurat chyliło się ku zachodowi, woda ciepła, rześka, delfiny w okolicy, klimat bardzo relaksujący.
Dzień 2
Dnia drugiego udaliśmy się bardziej w głąb Rezerwatu Pacaya Samiria. Odbyliśmy kilka spotkań z przeróżnymi ptakami, małpami, oraz łowiliśmy sobie obiadzik.
Pierwszy raz w życiu złowiłam piranię. Miło było popatrzeć na nią z bliska, mając przy tym świadomość, że nic złego wyrządzić mi nie może.
W między czasie wybraliśmy się też w głąb puszczy, w poszukiwaniu leczniczych roślin, jak i nietypowych zwierząt.
I to było, jak dla mnie, niesamowite doświadczenie. Znalazłem w czasie owej wędrówki wiele bardzo ważnych roślin, w tym między innymi koci pazur (uncaria tomentosa, zwany też, jako uña de gato lub vilcacora), czy Chuchuhuasi.
Wieczorem zaś wybraliśmy się na poszukiwanie tarantul i innych gigantycznych pająków. Ujmując sprawę bardzo delikatnie, nie jestem ich wielkim fanem, ale miło było je podpatrzyć, w ich naturalnym środowisku.
I po dość długim, intensywnym dniu, udaliśmy się na zasłużony odpoczynek, do naszych nieco ciasnych namiocików. Niestety przez całą noc mieliśmy nieproszonych gości specjalnych, tj. owady, bardzo dużo owadów. Nawet moskitiera w tym przypadku zawiodła. Owi goście zwyczajnie mieli ochotę do nas wpaść i nie obchodziło ich zbyt wiele, że nikt ich w namiocie sobie nie życzył. Co do zasady uwielbiam gości, także nieproszonych, ale jak są to wszelkiego rodzaju insekty – to takim odwiedzającym mówię stanowczo nie.
Dzień 3
Dzień trzeci był jeszcze bardziej interesujący. Wróciliśmy do wioski, w której spaliśmy podczas pierwszej nocy. Tym razem wyruszyliśmy w głąb z lokalnym przewodnikiem z tej właśnie wioski. Co to był za człowiek, cudowny, niesamowity, z ogromną wiedzą. Czysta przyjemność wędrować i poznawać dżunglę z ludźmi takimi jak on.
Po drodze kupiliśmy kilka świeżych ryb od lokalnego rybaka, które następnie trafiły do naszych żołądeczków.
Cały czas towarzyszył nam też owoc coco. Oj sporo go skonsumowałam podczas tych 3 dni. Zawsze świeżutki, orzeźwiający. Po tych kilku dniach nie miałam ochoty pić nic innego. Bo nic mi tak, jak ten kokos, już nie smakowało.
Podsumowanie
Moje pierwsze doświadczenia z peruwiańską dżunglą uważam za bardzo pozytywne. Ostatnie 3 dni mojego pobytu w Iquitos były jeszcze bardziej ciekawe, ale o tym w odrębnej relacji.
VIDEO
Powodzenia w odkrywaniu nowych miejsc w Iquitos!
17 Comments
Witam,
w listopadzie , wraz z kuzynką wybieramy się do Peru (15.11-01.12), chciałybyśmy również spędzić czas w dzungli (najlepiej 2 dni, bo nie wiem jak wyrobimy się czasowo). Zaczynamy od Limy, a potem ruszamy na południe. Czy macie jakąś ofertę 2-dniowej wyprawy w raz z transportem z Cuzco? Dodam, że dzunglę chciałybyśmy zrobić na koniec i wrócić z niej bezpośrednio do Limy.
Dzień dobry Pani Ewelino,
z Cusco do dżungli jest daleko. Pytanie jaka dżungla Państwa interesuje, czy chodzi o tereny dżungli właściwej, czy moze o dżunglę wysoka. Z Cusco łatwo samochodem dojechać do dżungli wysokiej, gdzie np mamy wycieczki po plantacji kawy, trekkingi, gorące źródła, sa to tereny w kierunku Machu Picchu.
Poniżej przykładowy program, jaki mamy z Machu Picchu, ale można zrobić tez i bez zwiedzania tych ruin.
https://sylwiatravel.com/pl/wycieczka/coffee-jungle-tour-do-machu-picchu-w-oryginalnej-odslonie/
Mamy tez fajne połączenie tutaj: https://sylwiatravel.com/pl/wycieczka/trekking-inca-trail-do-machu-picchu/
Dżungla zas właściwa to np tereny Iquitos , czy Puerto Maldonado – i tu w grę wchodzi samolot. I właściwie w niecałe 2 dni, wiele się nie zobaczy w dżungli właściwej. Tutaj bym wtedy proponowała Puerto Maldonado, można skondensować program i zobaczyć nawet w krótkim czasie duzo. Mozna tez tu dojechać autobusem dalekobieżnym, ale to ok 10 godzin drogi.
Pozdrawiam serdecznie