Do dżungli trzeba się przyzwyczaić. Już sama myśl o wielu stworzonkach, które w niej żyją, potrafi odstraszyć na dobre. Chociaż nie powinna! Dżungla jest piękna, a pokazana oczami lokalnych mieszkańców i przewodników, jeszcze piękniejsza. Oni doskonale wiedzą co i gdzie ciekawego się w niej znajduje. Pokażą, jak się po niej poruszać i jak z jej dobrodziejstw na co dzień korzystają. Dziś więcej o tej części dżungli, do której wracam w każdej wolnej chwili, nie turystycznej, nie reklamowanej. Przed Wami fragmenty z regionu Pucallpa oraz Contamana – czyli nasze perły Ucayali.
Miasto Pucallpa to dziesiąte co do wielkości miasto w Peru. Położone nad rzeką Ucayali, stanowiącą jeden z głównych dopływów Amazonki, rozrasta się w tempie ekspresowym. I chociaż w samym mieście nie wiele jest do zwiedzania, warto poczuć jego klimat, posiedzieć w porcie, przejść się uliczkami centrum, skosztować lokalnych potraw.
A potem?
Zdecydowanie trzeba udać się poza jego granice! Okolice Pucallpy są znacznie ciekawsze. Malutkie wioseczki, z których wiele zamieszkiwanych jest przez plemiona Shipibo, to pierwsza z propozycji na drugi dzień pobytu w regionie. Można po nich godzinami spacerować, jeździć rowerem. Jest tu czas na pogawędki z lokalnymi mieszkańcami, co osobiście lubię najbardziej.
Przy okazji zwiedzania owych wiosek, warto odwiedzić również dwa jeziora: Yarinacocha oraz Cashivococha. Ja, jak zawsze, do takich miejsc odbywam długie spacery, których lokalni za nic nie rozumieją, dziwując się po co? Zawsze od nich słyszę: przecież do nich jest co najmniej kilka kilometrów, na piechotę za daleko! I zawsze odpowiadam: nie ważne, podwieźcie mnie jedynie kawałek, do bocznej uliczki i dalej sobie poradzę. Biorę tuk tuka (moto taxi), każę się wywieść w odpowiednie miejsce i zaczynam długi spacer w naturze. A taksówkarze zawsze jeszcze dopytują, upewniają się, czy oby na pewno mnie tak zostawić, na środku małej dróżki, 10 km drogi od jeziora ? Ot, taka moja forma odpoczywania. Idealne wędrówki najlepiej zrealizować do lub z jeziora Cashivococha, szczególnie przed zachodem słońca.
Ale jeszcze ciekawiej jest kilka godzin jazdy samochodem od miasta. Jedno z moich ulubionych miejsc to rejon Honoria, z którego już tylko rzut beretem do wrzącej rzeki. Tak! Coś takiego istnieje i warto takie miejsca poznać osobiście, robią wrażenie!
Pierwsza gorąca rzeka – rio Mayantuyacu, do której można dotrzeć z wioski Honoria w ciągu niecałej godziny, to przepiękny fragment dżungli, unikalne krajobrazy oraz jak dla mnie niezwykle ciekawy widok unoszącej się nad taflą wody pary. Ten nad ranem i z wieczora najbardziej zapiera dech w piersiach. Znajduje się tu kilka ośrodków, w których wykonuje się sesje Ayahuasca. To akurat dla mnie nieco zaskakująca wiadomość. Miejsce nieco moim zdaniem na tego typu atrakcje niebezpieczne. Po takiej sesji może dojść do wypadku, zresztą o takowych już słyszeliśmy. Niestety po ayahuasca niektórzy wpadają do owej wody, a skoro ma prawie 100 ° C, taka kąpiel, kończy się bardzo źle. Jak nie śmiercią (co miało tu miejsce), to ogromnymi poparzeniami. Zresztą zobaczcie sami na naszym filmiku, jak owa rzeka wygląda w realu.
Ale to nie jedyna wrząca rzeka, którą w całym regionie można odwiedzić. Kolejna znajduje się w Contamana, zwanym bardzo często perłą Ucayali. To piękne, kilkudziesięciotysięczne miasteczko, zadbane, jak dla mnie urocze. Idealna baza wypadowa do pobliskich społeczności Shipibo, do jezior, no i do kolejnej wrzącej rzeki – rio Aguas Calientes, położonej w środku dżungli.
Jak tam dotrzeć? Najpierw trzeba spędzić ok 6-7 godzin na szybkiej łodzi, która wyrusza z miasta Pucallpa każdego poranka, bądź też postawić na trasę powietrzną i wybrać mały samolocik, którym podróż potrwa zaledwie ok 20 minut. Cena inna, wrażenia odmienne. Można też wybrać łódź powolną, wtedy podróż zajmie 24 godziny. Tę opcję polecam tylko dla najbardziej wytrwałych i odpornych. Innych sposobów na poznanie Contamana, czyli np drogi ziemnej, nie ma i mam nadzieję, że tak zostanie. Jak mówią tutejsi mieszkańcy z drogą ziemną przyjdzie zło i niebezpieczeństwo. I coś w tym jest. Póki co miasteczko jest niezwykle bezpieczne, otwarte. Oby tak zostało jak najdłużej.
Jak już trafimy do Contamana, pozostaje złapanie moto taxi, przejazd nim przez ok 25 minut do szlaku, potem jeszcze 45 minut na piechotkę, aby wreszcie wpaść w ramiona upalnych wód rzeki rio Aguas Calientes. Otoczenie drzew, wilgotny, upalny klimat, nie przeszkadza owym kąpielom w ogóle, szczególnie jak się je realizuje nad ranem.
W Contamana ludzie są przemili, póki co mało turystycznie skażeni, bo turystów tam jak na lekarstwo. Są pozytywnie ciekawi inności, innego koloru skóry, dzieci jak i dorośli niezwykle chętni do rozmów, spotkań. To tu jak nigdzie indziej, możesz wejść do lokalnej chaty i przy soku z coco porozmawiać o życiu. Piękny gest, kiedy słyszysz, że za owy sok i jego przygotowanie nic się nie należy. Wiele razy nas taka miła niespodzianka spotkała. To coś w stylu zaproszenia na herbatkę, przy czym w miejsce herbatki serwuje się świeżutkie coco.
Tu czas płynie inaczej. Wolniej, spokojniej, bardziej relaksująco. Bo i ludzie bezstresowi, bo i przyroda przepiękna, bo wiele medycznych roślin dookoła, bo gdzie się człowiek nie ruszy, owocowy raj…
W Contamana można bardzo tanio zjeść pyszne i świeże jedzonko. Moje ulubione ryby, juanes, yuca – pychotka! Jedzonko tanie, ceny za obiadzik wahają się od 4 do 7 soli. Dla każdego coś dobrego.
Za bardzo przystępną cenę ok 30 – 35 soli można się tu także wyspać – i to w dobrych warunkach, chociaż z uwagi na upały i tak polecam hotelik za 80 soli od pokoju dwuosobowego, bo ma klimatyzację. Bez niej jednak ciężko wytrzymać, chociaż ostatecznie się da, szczególnie jak się szuka oszczędności.
Warto zbaczać z utartych szlaków, poznawać lokalne miejsca i ludzi. To co jeszcze nieskażone turystyką, jest często piękniejsze, głębsze, zwyczajnie bardziej naturalne. Takie perły Ukayali są jeszcze w wielu miejscach w Peru, oby jak najdłużej były poza standardową turystyką.