Nie wiem, jak wy, ale ja uwielbiam odwiedzać zakątki, w których brak nowoczesności, technologii, no i wszechobecnych zanieczyszczeń. Na szczęście miejsc, gdzie tego wszystkiego ciągle brak, jeszcze trochę jest. Przykładowo znajdziecie je na jeziorze Titicaca, zarówno po stronie peruwiańskiej, jak i boliwijskiej. Poniżej dość znana wyspa słońca w Boliwii, z mojej perspektywy. Czyli, tam gdzie codzienność zdecydowanie odbiega od tej znanej na lądzie.
A tym czasem na Wyspie Słońca w Boliwii…
Pierwsza moja podróż po Ameryce Południowej zaczęła się i skończyła w Peru. W trakcie przygotowań do tej wyprawy, nie przypuszczałam, że z krajem tym zwiążę się na dłużej, a jednak. Już trochę czasu upłynęło, a ja ciągle przemierzam peruwiańskie szlaki.
Ale nie tylko!
Myślami często jestem także w Boliwii. Bowiem także ten kraj dane mi było podczas owej podróży po tosze poznać. I muszę przyznać, że chociaż Peru jest mi bliższe, Boliwia także ma wiele wspaniałych miejsc do zaoferowania.
Boliwijską rzeczywstość zaczęłam poznawać w listopadzie. W Andach w tym czasie władzę przejmują deszczowe chmury, które czasem, dla mieszkańców gór, nie mają żadnej litości. Mimo rozpoczynającej się pory deszczowej miałam jednak sporo szczęścia. Ten, jakby nie było, nieunikniony żywioł udało mi się jakoś ominąć, co pozwoliło na beztroskie radowanie się pięknem przyrody i lokalnego życia.
Gdzie odpocząć, czyli Isla del Sol w Boliwii
Pierwsze kroki po przekroczeniu granicy peruwiańsko-boliwijskiej, zgodnie z promowanym szlakiem turystycznym, stawiałam w Copacabana.
Stąd, jak wielu innych turystów postanowiłam udać się na jedną z wysp położonych na jeziorze Titicaca. Większość moich współtowarzyszy, poznanych po drodze, decydowała się na jeden nocleg poza lądem. Ja, z ciekawości i chęci złapania oddechu po dość długiej podróży z Arequipy i Kanionu Colca w Peru, bez chwili zastanowienia, wybrałam wersję dłuższą. Miałam jakieś przeczucie, że na wyspie słońca jest do zobaczenia wiele i że jeden dzionek na to nie wystarczy. I jak się okazało zaraz po przypłynięciu do brzegu, dokonałam idealnego wyboru. Wyspa okazała się wystarczająco spora. Chodzić po niej spokojnie można przez dwa, a nawet trzy dni, a i tak się wszystkiego dokładnie nie obejdzie.
To co najbardziej mnie tu ucieszyło to brak jakichkolwiek pojazdów. Co za ulga, radość. Cisza, spokój, no i świeżość. To wszystko wkomponowane w piękne krajobrazy, sprawiało wrażenie, że się jest na prawdziwym końcu świata.
Boliwijska wyspa słońca (Isla del Sol) to interesująca przystań, szczególnie jeżeli ktoś szuka miejsca na regenerację sił, spokojne, lekkie trekkingi, no i kto nie przepada za nocnym życiem. Tu poza oglądaniem gwiazd oraz wsłuchiwaniem się w dzwięki wiatru i szumu wody, nie wiele się dzieje.
Ale i o to w tym wszystkim chodzi – by się zwyczajnie nic nie działo! Wtedy bowiem, tak naprawdę, dzieje się wiele – tyle że na dużo głębszych poziomach. Czasem podróż w miejsca odległe, gdzie próżno szukać dyskoteki, kina, gdzie nie ma ulic po których nieustannie wiją się jak wąż pojazdy wszelkiej maści, to prawdziwa uczta zarówno dla ciała jak i dla duszy. Trzeba tylko umieć z tego dobrodziejstwa korzystać. Jak się to potrafi, pobyt na takiej wyspie, nawet zaledwie dwudniowy, na pewno niezwykle zrelaksuje i pozwolić na naładowanie baterii do dalszej podróży.
Nie ma rzeczy niemożliwych, czyli o mojej wytrwałości w działaniu
Z wyspą słońca kojarzą mi się różne rzeczy, ale chyba najbardziej jedna z tych, które uświadomiła mi po raz kolejny, że nie ma rzeczy niemożliwych. A wszystko za sprawą zwykłych bułeczek.
Traf chciał, że przybyłam na wyspę w okresie, gdy nie było na niej ani chleba ani bułek – żadnego pieczywa. Ja zaś jakoś specjalnie miałam ochotę na kanapkę z avocado. Z wielką determinacją rozpoczęłam poszukiwania wymarzonego produktu, niestety w każdym sklepie otrzymywałam tę samą odpowiedź: przykro nam, ale nie ma. Moja koleżanka, poznana na wyspie, która towarzyszyła mi podczas poszukiwań, po kilku takich zapytaniach liczyła, że wreszcie zrezygnuję. Bo skoro wszędzie mówią, że na całej wyspie pieczywa brak, to przecież nikt mi go nie wyczaruje.
Trudno było mi w to uwierzyć, mimo że rozsądek podpowiadał, by się wreszcie poddać. Ale to by było zbyt proste, zatem z uporem maniaka chodziłam od sklepiku do sklepiku. Jak się sklepiki skończyły uznałam, że może warto byłoby zapukać do kilku domów. Może ktoś jakieś zapasy ma – pomyślałam 🙂
I oto, stał się mały cud!
Za którymś z kolei pukaniem do drzwi loklanych mieszkańców, starszy Pan dał mi promyk nadziei. Co prawda w pierwszej chwili przyznał, że pieczywa na całej wyspie nie ma już od kilku dni, ale po chwili…
Widząc może moją już nieco zniechęconą twarz dodał, bym poczekała, a on sprawdzi, czy gdzieś nie ma jakiś zapasów.
Po dłuższej chwili ów mężczyzna powrócił z trzema, czerstwymi bułeczkami. Ani ja, ani tym bardziej moja towarzyszka, nie mogłyśmy w to uwierzyć.
Udało się! na wyspie, gdzie chlepa brak, chleb się jednak znalazł!
Mimo zupełnie innych zapewnień każdego, kogo na drodze spotkaliśmy, stało się inaczej. Tego dnia mogłam spokojnie zjeść kanapkę z avodao. Co prawda bułeczka czerstwa nie smakowała tak perfekcyjnie, ale radość z jej zdobycia, była nie do opisania. Niby mała rzecz, a jak potrafi człowieka ucieszyć :-). Najbardziej zaś raduje myśl, że determinacja w działaniu potrafi przynieść niesamowite rezultaty!
Wyspa słońca w Boliwii okazała się prawdziwym rajem, oazą spokoju, harmonii, braku pośpiechu. Jeżeli potrzebujsze właśnie takich wrażeń, na pewno je tu odnajdziesz. Podobnych uczuć doświadczyć można na jeziorze Titicaca również po stronie peruwiańskiej. W tej części warto zatrzymać się choć na jedną noc na wyspie Amantani.